Felietonowo o fotografii - bez fotografii.

Z tego tekstu nie będzie pieniędzy. Nikt nie obliczy w nim liczby znaków. Nie przełoży ich na wysokość wierszówki. Nie wszystko da się sprzedać jak dwa zdjęcia sąsiadujące ze sobą na wąskim pasku negatywu.
Połowa czerwca. Rok nie jest ważny. Piątek. Koniec roku szkolnego. Dzisiejsza pogoda dobrym prognostykiem wakacji. Błękit nieba nieskazitelny. Brak deszczu. Żadnej kropli z wyjątkiem potu spływającego po rozgrzanych plecach. Niewiele pomoże tu cień topoli. Gorąco.
Pożegnalna impreza w przedszkolu nr 18 w Lesznie. Ogródek. W nim stoliki i krzesła - dla dzieci i dla rodziców. Słowo wstępne dyrektorki. Później imprezę prowadzi przedszkolanka. Blondynka. Najprawdziwsza. W niebiesko - różowym kostiumie odsłaniającym kształtny brzuch. Różowa klamerka w długich włosach. Powieki na różowo. I usta. W prawym kąciku pieprzyk. Stalowa, okrągła klamra paska działa ogniskująco na wzrok zebranych. Szczególnie rodziców - mężczyzn. Gorąco. Robi się coraz goręcej. Podpowiedzi gorącej wyobraźni są nie do opanowania. Obiektyw aparatu zatrzymuje się ponętnej atrakcji zakończenia roku dla przedszkolaków. Kto nie chciałby znaleźć się w przedszkolu tego dnia? Bez znaczenia - w grupie „Krasnali” czy „Muchomorków”. Z taką panią każdy chętnie pójdzie na spacer po lesie. Poszukać grzybów, jagód czy czegokolwiek. Nie chodzi o to, by znaleźć. Należy być.
Migawka zwolniona. Utrwaloną na negatywie przedszkolankę wynoszę wraz z aparatem fotograficznym poza mury przedszkola.
Pół godziny później, kilkaset metrów dalej. Zjazd z wiaduktu. Skrzyżowanie. Tłum ludzi. Gorąco. Rozgrzany asfalt. Znikąd ożywczego cienia. W pobliżu żadnego drzewa. Żadnej blondynki rozpalającej zmysły. Za to mnóstwo policji. I wóz strażacki o numerach rejestracyjnych PL 00920. Naprzeciw dostawczy mercedes ze zgniecionym przodem i spalony motocykl. Obok zakryte folią zwłoki.
Nieszczęśnik jechał wraz z przyjaciółmi nad jezioro. Wśród grupy motocyklistów był najrozsądniejszym. Prowadził ostrożnie. Zawinił kierowca mercedesa. Jednak to motocyklista zginął na miejscu.
Już nie jest tak gorąco. Zrywa się wiatr. Przez chwilę bawi się z folią okrywającą jak całun zwłoki i powoli przesuwa ją. Skórzany kombinezon. Spalona dłoń człowieka. Zaciśnięta, jakby ostatkiem sił próbowała złapać życie. Jakby kurczowo chciała zatrzymać się w lipcowej rzeczywistości. Czy to jeszcze człowiek? Czy tylko zwłoki?
Obok - wyrwany siłą zderzenia prędkościomierz motocykla. Prędkość. To chyba ona zagrała tu pierwszoplanową rolę. Weszła na scenę, odstawiając innych aktorów na plan dalszy. Prędkość – wielkość fizyczna, stosunek drogi do czasu, w którym dane ciało tę drogę przebywa.
Jest droga. Jest czas. Jest ciało. Z równania jednak nic nie wychodzi. Bo czas zatrzymał się. Czas równa się zero. A przez zero nie wolno dzielić. Zabieram czas, który się zatrzymał. Obiektywem kadruję rzeczywistość. Wybieram to, co najbardziej ważne. Pomijam tłum gapiów. Nie interesuje mnie zbiorowa refleksja. Na twarzach chorobliwa ciekawość. A może ulga, że to nie dla nich zatrzymał się czas. Migawka porusza się bezgłośnie. Obraz utajony jest już w wewnątrz aparatu. Tuż obok ponętnej blondynki w niebiesko – różowym kostiumie. Gdy ciebie już nie ma przez przypadek natrafiam na dwa sąsiadujące ze sobą zdjęcia. Interwał między nimi jest niewielki – pół godziny. Nadal jest gorąco. Czy to podniecenie czy przerażenie. Nie wiem...

Andrzej Przewoźny

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ojciec Patryk od nalewek

Niezywkła historia leszczyńskiego fotografika

Bogdan Marciniak. Wspomnieniowe kadry