Metafizyka św. Mikołaja

Wrzuciłem ostatnio w wyszukiwarkę internetową hasło „funkcje półkul mózgowych”. Wyników wyszło mnóstwo. Dlaczego to zrobiłem? Nie żeby mnie to specjalnie interesowało.  Zostałem do tego przymuszony pytaniem mojej 5-letniej córki. Nim przygotowałem sobie syntetyczną i zrozumiałą dla dziecka odpowiedź okazało się, że młoda dama sama sobie to sprawdziła znajdując odpowiednią książkę, którą wcześniej kupiła jej mama. Położyła się na kanapie i z zainteresowaniem pogłębiała zagadnienia związane z fizjologią mózgu. Przy okazji zainteresowała się w jaki sposób działa oko – sprawa pręcików i czopków nie jest już dla niej tajemnicą.  Podobnie z doświadczeniami  okołochemicznymi – od kilku tygodni Lidka hoduje w słoiku kryształki soli i kilka razy dziennie sprawdza w jakiej kondycji ta hodowla się znajduje. Pierwsze sukcesy mają pojawić się za dwa tygodnie – mówi. Zatem musi jeszcze trochę poczekać.
O ile problemy racjonalne potrafi już wyjaśnić i nie stanowi to dla niej żadnego problemu, o tyle trudniej zrozumieć jej metafizykę. Jak to się dzieje, że św. Mikołaj potrafi w ciągu jednego wieczoru „obskoczyć” tyle dzieci i zostawić pod choinką prezenty. Wątpliwości te nie przeszkadzają jej jednak pisać kolejnych listów do św. Mikołaja – uaktywnia się szczególnie po każdej telewizyjnej reklamie zabawek. Wtedy pojawiają się bardziej i mniej intrygujące (czytaj: bardziej i mniej kosztowne) pomysły na prezenty. Ostatnio było to przestrzenne puzzle, które – jak stwierdziła moja córka – bardzo jej się przyda.
Fenomen św. Mikołaja próbowałem tłumaczyć córce korzystając z doskonałego wyboru tekstów ks. Jana Twardowskiego pt. „Dziecięcym piórem”. Proste historyjki, wzięte z życia, doprawione subtelnym pięknem otaczającego nas świata  - to wystarczy. Okazuje się, że proste lecz sugestywne teksty księdza-poety świetnie trafiają do dzieci. „Jan od biedronki”  potrafi być najlepszym przyjacielem „Lidki od kryształków” wzbudzając na przemian wzruszenie oraz salwy śmiechu.  Lecz nie tylko. Potem przychodzi refleksja nad tekstem i uporządkowanie dziecięcej metafizyki dotyczącej św. Mikołaja.
Tak więc okazało się, że każdy z nas może zostać św. Mikołajem pod warunkiem, że pomyśli o potrzebach innych, a nie tylko o swoich. Zatem kolejnym etapem po listach do św. Mikołaja jest sporządzenie listy, komu chcielibyśmy zrobić  przyjemność pod choinkę. I choć nie jest możliwe, aby dziecko tego wieczoru „obskoczyło” z prezentami osoby dla niego ważne, może posłużyć się w tym momencie rodzicami. Oni wystąpią w roli pomocnika św. Mikołaja.
Gdy wyruszymy na „świąteczne” zakupy, głównym „selekcjonerem” będzie z pewnością ten ciekawy świata małolat. Z pewnością w kolejnych sklepach zostawimy kolejne złotówki. Efekt  metafizycznej edukacji dotyczącej św. Mikołaja będzie jednak widoczny. Jak prezent – to nie tylko dla siebie. Także dla innych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ojciec Patryk od nalewek

Niezywkła historia leszczyńskiego fotografika

Bogdan Marciniak. Wspomnieniowe kadry