Refleksje z obserwacji życia w pewnym domu...



Z życia należy rozstawać się bardzo powoli. Bez szybkiego gaszenia świateł. Warto je po prostu gasić powoli. Pierwsza światłem które gasimy są kontakty z ludźmi. Na początek wygaszamy te kontakty, które były mało ważne które nic nie wnosiły do naszego życia do naszego istnienia. Potem przychodzi czas na wygaszanie kolejnych kontraktów. Powoli żegnamy się z ludźmi, którzy byli życzliwi nam albo przynajmniej udawali, że są nam życzliwi. Gdy wygasną już wszystkie kontakty pozostaje wokół nas pustka. Czujemy się jak aktorzy odgrywający rolę trędowatego. I z pozycji trędowatego możemy obserwować to, co się wokół nas dzieje. Świat biegnie swoim torem. To, co miało się dziać po prostu się dzieje. Tylko nas w tym świecie jest już jest coraz mniej. Ale sytuacja ta daje nam nową perspektywę spojrzenia na świat i spojrzenia na siebie. Najczęściej dochodzimy do wniosku, że tak naprawdę byliśmy tylko zbędnym dodatkiem do tego świata. I w tym momencie zaczynamy odczuwać spokój. Jesteś zupełnie spokojny. Świat doskonale poradzę sobie bez nas. I tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia, czy byliśmy, czy działaliśmy czy nadal będziemy istnieć. Wtedy rodzi się w nas absolutny spokój. Spokój poczucia sytuacji, że już nie musimy tutaj nic uczynić. Wszystko zostało zrobione. Jesteś już absolutnie przekonany, że można odejść, że stanie się to bez żadnej straty dla kogokolwiek i czegokolwiek. Wówczas gasisz ostatnie światełko, ostatnią lampka. Gasisz lampkę nadziei. I odchodzisz...
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ojciec Patryk od nalewek

Niezywkła historia leszczyńskiego fotografika

Bogdan Marciniak. Wspomnieniowe kadry