Gdy brakuje motywacji...

Powiedzmy sobie szczerze - przychodzą dni, kiedy nie jesteśmy w stanie wziąć do ręki aparatu fotograficznego, poszukać tematu, zrealizować go. To rzecz absolutnie naturalna. Umysł ma strukturę podobna do żołądka - i w jednym i w drugim przypadku może nastąpić efekt przejedzenia. Nawet nasze ulubione czekoladki spożywane w nadmiernej ilości spowodują w pewnym momencie reakcję wymiotną. Podobnie umysł odżywiany obrazami wykazuje objawy "przejedzenia". Każdy z nas nosi w sobie głód obrazów. Ale gdy głód ów nasycamy regularnie, "produkując" nadmierne ilości obrazów, następuje zjawisko przejedzenia. A wówczas wydaje nam się, że nic już wokół nas nie jest godne utrwalenia...

 Zwykłe nudne kieliszki ... A może nie są nudne?


 Każdy ma swoje metody radzenia sobie z takim "przejedzeniem". W moim przypadku po prostu odkładam aparat, na dzień, dwa, tydzień... Zapominam o nim. Nie katuję się myślą, że muszę wykonywać kolejne zdjęcia. Nie muszę. Mogę chcieć... Umysł zaczyna odpoczywać, resetuje się. Wracam wówczas do czytania albumów fotograficznych, do kontemplowania zdjęć, które wykonali inni. Obrazy przepływają przeze mnie. Nie ważne, co czynią w moim umyśle - jest to bieg jałowy fotografa. Bieg bardzo przydatny.

Papryka. Nim została skonsumowana, została sfotografowana

Potem przychodzi kolejny dzień, kiedy trzeba na nowo wzbudzić motywację. Szukam najbardziej banalnych obiektów. Modeli, które są tak nudne, że nie warto oprzeć na nich oka. I staram się znaleźć dla nich nowy sposób widzenia, inny kąt, inne światło, inne położenie. Zaczynam więc bawić się banalnością rzeczy zwykłych, czyniąc z nich obiekty niezwykłe.
I przychodzi kolejny dzień. Umysł zaczyna już przyzwyczajać się do kolejnego wysiłku. Więc potrzebne są następne ćwiczenia uelastyczniające ów organ. Droga do pracy zajmuje mi około 10 minut. Biorę sprzęt podręczny - często jest to tablet lub telefon z aparatem. W ciągu 10 minut drogi, którą przebywam codziennie staram się znaleźć 10 kadrów/widoków na które dotychczas nie zwracałem uwagi. I notuję je. To takie ćwiczenia z patrzenia. Radość fotografowania powoli wraca.
Nie da się silnej motywacji utrzymać przez cały czas. Nasze życie, nasza aktywność podlega odkształceniom - większym i mniejszym. I nie należy robić z tego zbyt wielkiego problemu. Twórcza wena to stan przejściowy - jest, potem go nie ma, potem wraca. Niekiedy trzeba po prostu odpocząć...


Andrzej Przewoźny

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ojciec Patryk od nalewek

Niezywkła historia leszczyńskiego fotografika

Bogdan Marciniak. Wspomnieniowe kadry