List do dziecka
Każdy fotografujący nosi w swojej wyobraźni projekty, które chciałby zrealizować. Im bogatsza wyobraźnia tym ciekawsze projekty. Pierwszym moim projektem, który realizowałem były portrety osób z upośledzeniem umysłowym. Realizowałem go na terenie kilku domów pomocy społecznej w Wielkopolsce oraz na terenie Niemiec. Projekty wykonywane jeszcze w technice analogowej. Z największym wzruszeniem wspominam zdjęcia zrealizowane na terenie domu pomocy społecznej pod Stuttgartem w 1996 r. Pojechałem tam z kilkoma rolkami filmu (na więcej nie było mnie stać). Po przyjeździe na miejsce okazało się, ze mam do dyspozycji nieograniczoną ilość materiału negatywowego jednej z najlepszych firm. Podchodziłem do nich z wielkopolską oszczędnością. W efekcie powstało kilkaset zdjęć kolorowych i tyleż samo w czerni i bieli...
Potem były kolejne projekty. I kolejne. I jednego z nich nie zauważyłem. Umknął - pewnie dlatego, że nie został nazwany. I dziś sobie o nim przypomniałem. Zacząłem realizować go w 1999 r. kiedy na świat przyszedł mój syn. Dziś zdecydowałem się nazwać ten projekt. List do dzieci. Fotograficzny list do dzieci. W sposób zupełnie niezamierzony rejestrowałem... i mojego syna i moją córkę.
Utrwalałem ich radość i łzy. Niektóre projekty realizuje się tygodniami, inne miesiącami i latami. Niektóre z nich w sposób naturalny są przerywane i wznawiane. Przyczyny są różne. Często jednym z tych powodów jest niechęć dorastających dzieci do kierowania w ich stronę obiektywu aparatu fotograficznego. I niczego wówczas na siłę robić nie można. Powstaje co prawda wyrwa w fotograficznym obrazie życia naszych dzieci. W jaki sposób można ją załatać? Można w projekt ten wpleść dodatkowe elementy składowe np. "Ślady dziecka". I wówczas ciągłość głównego projektu zostaje zachowana.
Dziwne to zdjęcia. Niezwykłe. Nie ma w nich niczego pompatycznego i sztucznego, wyreżyserowanego. To typ fotografii, która nazwałem sobie fotografią towarzyszącą. Dziecko podświadomie mówi "Po prostu bądź"... nawet gdy pozowanie mu się znudziło, nie wnosi sprzeciwu, gdy ukradkiem rejestruję kolejne kadry. I projekt rozrasta się. Można go podzielić chronologicznie, emocjonalnie, aktywnościowo. Ale to wciąż ten sam projekt- realizowany przez całe życie "List do dziecka". Mój osobisty. Niepowtarzalny. I każdy go może stworzyć...
I dopiero na zdjęciach dostrzegam upływ czasu. Dla jednego to sprawa mało radosna, dla innego pogodna. W gruncie rzeczy dzięki fotografiom potrafię płynnie przesuwać się w czasie, docierać do miejsc i chwil, które dawno zatarły się w mojej pamięci. A zdjęcia mają moc odświeżania wrażeń, emocji...
W pewnym momencie zaczynam dostrzegać, że coraz trudniej realizować ów projekt. Dzieci w naturalny sposób uciekają z pola widzenia, z kadru. Wychodzą poza zasięg obiektywu, wzroku. Cóż... piszą po prostu swoją historię w inny sposób. Swoimi fotografiami, swoimi realizacjami. Początkowo te ucieczki z kadru są bardzo subtelne, później coraz bardziej widoczne. A potem... by utrwalić dziecko trzeba uprawiać wytrwałe lecz bardzo subtelne "polowania".
A największa radość jest chyba wtedy, gdy twoje uciekające dziecko jeszcze choć przez chwilę zechce świadomie zatrzymać się przed obiektywem...
Andrzej Przewoźny
Potem były kolejne projekty. I kolejne. I jednego z nich nie zauważyłem. Umknął - pewnie dlatego, że nie został nazwany. I dziś sobie o nim przypomniałem. Zacząłem realizować go w 1999 r. kiedy na świat przyszedł mój syn. Dziś zdecydowałem się nazwać ten projekt. List do dzieci. Fotograficzny list do dzieci. W sposób zupełnie niezamierzony rejestrowałem... i mojego syna i moją córkę.
Utrwalałem ich radość i łzy. Niektóre projekty realizuje się tygodniami, inne miesiącami i latami. Niektóre z nich w sposób naturalny są przerywane i wznawiane. Przyczyny są różne. Często jednym z tych powodów jest niechęć dorastających dzieci do kierowania w ich stronę obiektywu aparatu fotograficznego. I niczego wówczas na siłę robić nie można. Powstaje co prawda wyrwa w fotograficznym obrazie życia naszych dzieci. W jaki sposób można ją załatać? Można w projekt ten wpleść dodatkowe elementy składowe np. "Ślady dziecka". I wówczas ciągłość głównego projektu zostaje zachowana.
Dziwne to zdjęcia. Niezwykłe. Nie ma w nich niczego pompatycznego i sztucznego, wyreżyserowanego. To typ fotografii, która nazwałem sobie fotografią towarzyszącą. Dziecko podświadomie mówi "Po prostu bądź"... nawet gdy pozowanie mu się znudziło, nie wnosi sprzeciwu, gdy ukradkiem rejestruję kolejne kadry. I projekt rozrasta się. Można go podzielić chronologicznie, emocjonalnie, aktywnościowo. Ale to wciąż ten sam projekt- realizowany przez całe życie "List do dziecka". Mój osobisty. Niepowtarzalny. I każdy go może stworzyć...
W pewnym momencie zaczynam dostrzegać, że coraz trudniej realizować ów projekt. Dzieci w naturalny sposób uciekają z pola widzenia, z kadru. Wychodzą poza zasięg obiektywu, wzroku. Cóż... piszą po prostu swoją historię w inny sposób. Swoimi fotografiami, swoimi realizacjami. Początkowo te ucieczki z kadru są bardzo subtelne, później coraz bardziej widoczne. A potem... by utrwalić dziecko trzeba uprawiać wytrwałe lecz bardzo subtelne "polowania".
A największa radość jest chyba wtedy, gdy twoje uciekające dziecko jeszcze choć przez chwilę zechce świadomie zatrzymać się przed obiektywem...
Andrzej Przewoźny
Bardzo ciekawe doświadczenie życiowe,podejście prawie filozoficzne do fotografii.Świetny jest List do dziecka.
OdpowiedzUsuń