19.02.2020
Nie wiem, czy stać mnie
będzie kiedykolwiek na remont Twojego pokoju. W świadomości mojej
wzbudza on skrajne odczucia.
Z jednej strony nie
chciałbym nigdy przekraczać jego progu. Warto by jak skansen czasu
zachować jego wygląd. Raz po raz tylko otworzyć okiennice i
wpuścić doń trochę świeżego powietrza i więcej światła w
nadziei, że rozłoży się ne proporcjonalnie i uczciwe na
poszczególne elementy niewielkiego metrażu. Chciałbym zachować go
w całości, nawet klamki nie dotykać, wierząc że zachowuje ona
wciąż niezmienne ciepło Twojej dłoni.
Jednak powierzchnie mieszkalne w zasobach spółdzielni mieszkaniowej rządzą się swoimi prawami. Ktoś odchodzi, ktoś nieodłącznie zajmuje jego miejsce, meblując przestrzeń według swoich potrzeb. Ja trwam niezmiennie w przestrzeni mojego siedziska, oświetlając przestrzeń różnego typu światełkami, różnego pochodzenia i różnej intensywności. Do Twojego pokoju nie wkraczam, choć przecież korzystasz z niego już rzadziej niż nieczęsto.
Z drugiej strony, z coraz
większą regularnością przekraczam jednak jego próg. Jakbym
wkraczał w zakres czasów równoległych, oddzielonych ścianą. Z
jednej stronie czas płynie w sposób regularnie nierytmiczny, z
drugiej strony w sposób regularnie zamarły.
Pokój to jak biblioteka.
Półki, półeczki, zakamarki. Szuflady i szafki. Nie opisane, nie
inwentaryzowane, nie bibliografowane. Procesy owe – szczególnie te
ostatnie odbywają się już tylko i wyłącznie w zakątkach mojego
umysłu, który – chcąc nie chcąc – musi dzielić swoją
aktywność między czas nierytmiczny ciągły i czas zatrzymany.
Z punktu widzenia bibliotekarza rzeczą należną temu specyficznemu zbiorowi jest jego opis. Ale współczesny bibliotekarz nie radzi sobie z deskryptorami, w których zamknąć ma zapachy, kolory, natężenie światła oraz jego rodzaj. Jesienne światło rozproszone, zimowe światło ostre, wiosenne światło deszczowe – z punktu widzenia opisującego zmieniają kategorie zbioru czyniąc go jednocześnie zasobem zupełnie nieopisywalnym.
A jednak wchodzę tam,
próbując zabrać się do owego trudnego przecież opisu w zupełnie
inny sposób. Wnoszę aparat fotograficzny, w przekonaniu, że to
czego nie odda w sposób właściwy zestaw znaków alfabetu, odda oko
obiektywu.
I krążę po owym metrażu,
zastanawiając się jak w sposób skuteczny nie wykonać w tym
miejscu fotografii. Jak z przewieszoną przez szyje kamerą
przystanąć na owych kilku metrach kwadratowych z przekonaniem, że
nie tylko kombinacja znaków alfabetu jest nieuniwersalnym sposobem
zapisu, ale także obraz – przez niektórych nazywany uniwersalną
transmisją czasu – nie spełnia stawianych przeze mnie wymagań
odtwórczych w stosunku do rzeczywistości.
Przekraczając próg Twego
pokoju, przekraczam tak naprawdę granicę między rzeczywistością
i nierzeczywistością....A w gruncie rzeczy niespecjalnie mi zależy na tym , aby wyznaczać granice między rzeczywistością a nierzeczywistością.
Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałeś (lub czy będziesz słuchał) wykładu noblowskiego Olgi Tokarczuk. Polska noblistka zaczyna go słowami: "Pierwsze zdjęcie, jakie świadomie przeżyłam, to zdjęcie mojej matki, jeszcze zanim mnie urodziła. Zdjęcie jest niestety czarno-białe, przez co ginie wiele szczegółów, stając się zaledwie szarymi kształtami." .
Wzruszyłem się słysząc te słowa. Ktoś w podobny sposób jak ja przeżywa zdjęcia. A dzięki tak pięknemu wynalazkowi jakim jest fotografia - teraz głównie cyfrowa - możemy multiplikować nasze wzruszenia, nasze świadome przeżywanie.
A zatem przekraczanie progu Twojego pokoju nieodłącznie będzie wiązało się z moją refleksją nad fotografiami, które w nim się znajdują. Co prawda jest ich niewiele, ale ta "niewielość" dużo mówi o tobie.
A zatem jest zdjęcie grupowe ze studniówki. Ty w grupie kolegów... jako jedyny nie masz ani krawata ani muszki. I o czymś to świadczy...
Im jestem starszy tym z większą intensywnością staram się przebywać z sobą. Zazdrośnie chronię swoją sferę indywidualną - zarówno tą fizyczną jak i mentalną. Myślę jest to jeden z objawów dojrzewania do świadomego życia. A zatem przebywam intensywnie ze swoimi myślami, z wrażeniami płynącymi z doświadczania świata. I stąd pewni moja - coraz częstsza bytność w Twoim pokoju. I stąd coraz mniejsza chęć do remontu owego miejsca. Obawiam się, że gdyby to nastąpiło, przestrzeń owa zostanie zupełnie wybielona ze wspomnień. A wybielenie to przecież utrata barw życia.
Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałeś (lub czy będziesz słuchał) wykładu noblowskiego Olgi Tokarczuk. Polska noblistka zaczyna go słowami: "Pierwsze zdjęcie, jakie świadomie przeżyłam, to zdjęcie mojej matki, jeszcze zanim mnie urodziła. Zdjęcie jest niestety czarno-białe, przez co ginie wiele szczegółów, stając się zaledwie szarymi kształtami." .
Wzruszyłem się słysząc te słowa. Ktoś w podobny sposób jak ja przeżywa zdjęcia. A dzięki tak pięknemu wynalazkowi jakim jest fotografia - teraz głównie cyfrowa - możemy multiplikować nasze wzruszenia, nasze świadome przeżywanie.
A zatem przekraczanie progu Twojego pokoju nieodłącznie będzie wiązało się z moją refleksją nad fotografiami, które w nim się znajdują. Co prawda jest ich niewiele, ale ta "niewielość" dużo mówi o tobie.
A zatem jest zdjęcie grupowe ze studniówki. Ty w grupie kolegów... jako jedyny nie masz ani krawata ani muszki. I o czymś to świadczy...
Im jestem starszy tym z większą intensywnością staram się przebywać z sobą. Zazdrośnie chronię swoją sferę indywidualną - zarówno tą fizyczną jak i mentalną. Myślę jest to jeden z objawów dojrzewania do świadomego życia. A zatem przebywam intensywnie ze swoimi myślami, z wrażeniami płynącymi z doświadczania świata. I stąd pewni moja - coraz częstsza bytność w Twoim pokoju. I stąd coraz mniejsza chęć do remontu owego miejsca. Obawiam się, że gdyby to nastąpiło, przestrzeń owa zostanie zupełnie wybielona ze wspomnień. A wybielenie to przecież utrata barw życia.
Komentarze
Prześlij komentarz