Zrobić komuś zdjęcie, to ukraść jego duszę

 Zrobić komuś zdjęcie, to ukraść jego duszę – mówi przysłowie jednego z plemion afrykańskich. – Zrobić komuś zdjęcie to utrwalić jego duszę na zawsze – twierdzą fotograficy. Chodzi jednak o to, aby było to prawdziwe zdjęcie, a nie pliki wykonane w pośpiechu przez pstrykaczy. Po latach nikt nie będzie pamiętał o plikach. Przetrwają tylko zdjęcia w albumach.
- Na każdym stole gwiazdkowym znajdować się powinien portret ukochanego członka rodziny – tak reklamował swe usługi w przedświątecznym wydaniu “Głosu Leszczyńskiego” miejscowy fotograf Udo Martens, działający w Lesznie w latach międzywojennych.
W swym studiu mieszczącym się przy Alejach Krasińskiego w Lesznie wykonywał “zdjęcia każdego rodzaju w modnym wykonaniu po cenach miejscowych”. Przez czynne od 8.00 do 18.00 studio przewinęło się mnóstwo leszczyniaków chcących uwiecznić się i zostawić ślad po sobie.
- Nowoczesną fotografię i wszelkie prace amatorskie wykonuje szybko, tanio i dobrze FOTO ALBIN FLIEGER – mówiło inne ogłoszenie prasowe. Zdjęć wykonanych w atelier w Lesznie przy ul. Marszałka Piłsudskiego 13 nie przetrwało jednak zbyt wiele.
Karl Feichtner prowadzący swój zakład fotograficzny w Lesznie przy ul. Bismarckstrasse 5 (ul. Leszczyńskich) sygnował wykonane przez siebie zdjęcie imienna pieczęcią. Zrobione przez niego klasycznie piękne fotografie przetrwały do dnia dzisiejszego. I przetrwają kolejne kilkadziesiąt lat. Inny – zupełnie odmienny - los spotka zdjęcia wykonywane współcześnie.
- Dziś już coraz rzadziej spotyka się prawdziwych fotografów , znających klasyczne zasady wykonywania dobrych zdjęć – opowiada fotograf z zakładu fotograficznego w Lądku Zdroju. – Wypierają ich cyfrowi pstrykacze. Oni nie wykonują zdjęć. Oni mnożą pliki. Im bardziej nieudane ujęcie, tym lepszą teorię dorabiają do wykonanego przez siebie zdjęcia.
Ślub, wesele – to jedno z najważniejszych uroczystości w życiu. Po nich do zakładu fotograficznego trafiają płyty na których jest np. 3000 tysiące zdjęć. Jedno podobne do drugiego. Często nie sposób wybrać nawet kilkunastu zrobionych w sposób prawidłowy.
- Walące się ściany, nieproporcjonalne postacie ludzkie, wszystko zrobione w makabrycznych żółciach – dodaje jeden z leszczyńskich fotografików. – Wszechobecne pliki cyfrowe, które – zdaniem wielu – są gwarancją istnienia tych zdjęć na wiele lat. Nic bardziej błędnego. Niejeden człowiek przychodził do nas z płytą, której nie dało się już odtworzyć. Cały zapis niezwykłych chwil został na zawsze stracony.
Znaczną część winy za taki stan rzeczy ponosi wszechobecna fotografia cyfrowa. Wcześniej – gdy na rolce filmu można było wykonać tylko 36 klatek, nad każdym ujęciem trzeba było pomyśleć, każde odpowiednio skomponować. Nic dziwnego. Kosztował film, kosztowało wywołanie negatywu oraz zdjęć. Ale pozostawały wywołane zdjęcia, które do dziś zapełniają albumy.
Teraz znaczną część tych kosztów udało się ominąć. Mimo to – choć fotografie stają się w wywołaniu coraz tańsze, jest coraz mniej ludzi, którzy chcą posiadać zdjęcia na papierze, które później wkleją do albumu. To przecież głównie albumy stanowiły dokument istnienia rodziny – przodków i potomków. To albumy były najbardziej pieczołowicie przechowywanymi pamiątkami rodzinnymi.
- Gdy przyjeżdżała rodzina do domu, wieczorem siadało się dookoła stołu. Wyjmowało się album - jeśli ktoś go posiadał. W innych przypadkach było to pudełko po butach, w którym przechowywało się luźne zdjęcia – opowiada Teresa Pawela – Nigrin, córka leszczyńskiego fotografa Tadeusza Semrau. – Zdjęcia krążyły wśród gości, a wraz z nimi opowieści o osobach utrwalonych na zdjęciach. Wspomnienia były żywe dzięki fotografiom.
Tadeusz Semrau mieszkał on w Lesznie w okresie międzywojennym. Dokumentował miasto na zdjęciach i przygotowywał z nich pocztówki. M.in. dzięki jego zdjęciom wiemy, jak wyglądało wnętrze kościoła pw. św. Krzyża, leszczyńska synagoga. Gdyby zdjęcia te nie zostały wywołane i powielone, o miejscach tych nie wiedziałby już nikt. Całe szczęście że leszczyński fotograf nie posiadał aparatu cyfrowego. Pewnie dzięki temu do dziś słychać o jego zdjęciach.
- Jest to jedyny polski zakład fotograficzny cieszący się jak najlepszą sławą – opisuje firmę Tadeusza Semrau dr Bronisław Świderski. - Warto wspomnieć, że przy okazji pobytu pana Prezydenta Rzeczypospolitej, zakład ten dokonał szeregu zdjęć z miasta i okolic, za które Kancelaria Pana prezydenta przesłała firmie wyrazy szczególnego podziękowania.
Sentyment do tradycyjnej fotografii jest wszechobecny. Stare zdjęcia osiągają wysokie ceny. U jednego z leszczyńskich antykwariuszy odbitki międzywojenne odbitki kosztują nawet 100 zł. Czy to nie za dużo?
- Znajdzie się taki, który zapłaci tą kwotę. Kupuje nie tylko kawałek kartki lecz także sentyment – twierdzi sprzedawca. - Kto dziś pamięta, że zdjęcia robiło się takim czymś ...
Ze wzruszeniem ręką dotyka starych aparatów, we wnętrzach których – na kliszach czy szklanych płytach - rodziły się obrazy – obrazy narodzin, chrzcin, pierwszej komunii św., ślubu … w końcu śmierci. Bo światło z natury swej sprawiedliwie utrwalało każdy moment życia. Nawet ten ostatni. I przechowało go na fotografii ...







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ojciec Patryk od nalewek

Niezywkła historia leszczyńskiego fotografika

Bogdan Marciniak. Wspomnieniowe kadry